Pod moim poprzednim artykułem „4 kroki asertywności (…)” pojawił się taki komentarz:
„Odniosłam wrażenie, że opisany schemat jest nie do końca uniwersalny i ma zastosowanie tylko w pewnych sytuacjach. Chodzi tutaj o momenty, kiedy chcemy, aby KTOŚ czegoś nie robił albo odwrotnie – coś zrobił. Trudno mi go natomiast przełożyć na sytuacje, które zazwyczaj kojarzą się z asertywnością, czyli np. odmowa, kiedy JA nie chcę zrobić czegoś w swojej ocenie naruszającego moje granice, niezgodnego ze mną. Wygląda to tak, jakby schemat był narzędziem głównie dla osób mających w jakimś sensie przewagę nad rozmówcą albo pozostających w relacji co najmniej równorzędnej – wtedy łatwo jest sięgać po konsekwencje w kroku trzecim i czwartym. Jakoś nie widzę pracownika, posługującego się takim zabiegiem w rozmowie z szefem…”.
Być może na odbiór tekstu i ocenę schematu wpłynął dobór przykładów. Jak zatem zastosować cztery kroki, gdy ktoś przekracza nasze granice w życiu codziennym lub w pracy?

Zacznijmy od standardowej sytuacji, gdy nieoczekiwanie przed weekendem szef daje nam nową porcję zadań do wykonania, przez co będziemy musieli pracować w dni wolne. W pierwszym kroku po prostu stwierdzamy ten fakt: „W piątek wrzuciłeś mi dodatkową pracę i musiałam(-em) pracować przez weekend” i czekamy na reakcję. W drugim kroku możemy wzmocnić przekaz, np. mówiąc: „Znowu musiałam(-em) pracować w sobotę. Nie umawialiśmy się na pracę w weekendy”. Jeżeli to nie skutkuje, przechodzimy do kroku trzeciego – i tu istotne jest, jakie konsekwencje naprawdę możemy wprowadzić w życie. Ta kwestia zależy od konkretnej sytuacji, szefa, organizacji, w której pracujemy itd. Można jednak wziąć pod uwagę kilka opcji, np. próbować ustalić pewne zasady: „Jeżeli praca w weekendy będzie się dalej powtarzać, będę chciał(a) uzgodnić z Tobą wynagrodzenie za te nadgodziny” albo „Nie mogę pracować w weekendy, bo ten czas spędzam z moimi dziećmi. Jeżeli faktycznie jest coś pilnego do zrobienia, to przyjdź z tym, proszę, w czwartek rano, bo następnym razem mogę nie zdążyć na poniedziałek”. Należy pamiętać, że jeśli sytuacja się powtórzy (i konieczne stanie się przejście do kroku czwartego), trzeba będzie swoją zapowiedź zrealizować – choć bywa to trudne. Dlatego szczególnie w trzecim kroku warto się zastanowić i opracować dobrą strategię, a nie od razu stawiać ultimatum: „Jak jeszcze raz mi coś podeślesz przed weekendem, to się zwalniam”. No chyba że właśnie tego chcemy 😉

Czasami wydaje się, że nie ma innej opcji, ale zawsze jest jakieś wyjście, choć początkowo możemy go nie dostrzegać. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji stresowej, gdy nie czujemy się bezpiecznie i trudno nam myśleć racjonalnie. Wtedy najlepiej porozmawiać z przyjacielem lub coachem i poszukać satysfakcjonującej alternatywy. Najważniejsze jednak, aby to było NASZE rozwiązanie. Nie coś, co poradził kolega czy współpracownik, ale argument, do którego sami jesteśmy całkowicie przekonani. W tym celu należy przenalizować wszelkie „za” i „przeciw”, możliwe konsekwencje działania i jego zaniechania, i na tej podstawie podjąć świadomą decyzję.

Inny przykład, tym razem z życia codziennego. Siedzimy w kinie, a osoba przed nami nieustannie głośno komentuje akcję na ekranie, co zakłóca oglądanie filmu. W tych okolicznościach można zwrócić uwagę możliwie spokojnym tonem, że bardzo nam to przeszkadza. W drugim kroku warto zacząć od: „Już drugi raz proszę…”. Ale jakie konsekwencje możemy tutaj realnie zastosować i co w ogóle zrobić, by kontynuować seans w spokoju? Wydaje się, że jest niewiele opcji. Możemy po prostu się przesiąść, być może z uczuciem porażki – ale co jeśli nie ma już ani wygodnych, ani żadnych wolnych miejsc? Można też zapowiedzieć udanie się po obsługę, czy jednak będziemy gotowi to zrealizować? I czy pracownik kina przejmie się naszym problemem i obroni nasze racje? Taka banalna sytuacja dla niektórych może być bardzo niekomfortowa, a mimo to nie podejmą działania. Inni nie będą mieć oporów, by w reakcji na zachowanie sąsiada samemu głośno domagać się ciszy (no bo to przecież nie oni zaczęli ją zakłócać).
Takie momenty, które wywołują irytację i bezsilność, mogą jednocześnie skłonić do refleksji nad swoimi granicami i nad tym, do czego jesteśmy gotowi, aby ich bronić. Niestety, czasami trudno o proste i dostępne od ręki rozwiązania. Możemy myśleć, że innym jest łatwiej, bo są silniejsi, więksi, odważniejsi, mają władzę czy po prostu mogą więcej… Zastanówmy się jednak, jakie są NASZE prawa i na ile stanowczo CHCEMY ich bronić. W rzeczywistości to właśnie stanowczość (często utożsamiana z odwagą) przesądza o tym, czy ktoś będzie się liczył z naszym zdaniem. Stojąc twarzą w twarz z osiłkiem z ogoloną głową, mamy prawo obawiać się jego reakcji. Jednak stosując umiejętnie metodę czterech kroków, możemy stopniowo eskalować intensywność naszej prośby, tak aby nie stwarzać od razu sytuacji silnie konfliktowej. Może ten młody człowiek jest buddyjskim mnichem, który pomaga zrozumieć film osobie niedosłyszącej? I po prostu nie przyszło mu do głowy, że komuś może to przeszkadzać XD

Mam nadzieję, że sytuacji, w których będziemy musieli konfrontować się z własnymi obawami w obronie swoich granic czy wartości, będzie w naszym życiu jak najmniej. Ale dobra wiadomość jest taka, że gdy raz odważymy się zadziałać pomimo strachu, w każdym kolejnym przypadku będzie nam to przychodzić coraz łatwiej. Po pierwsze uwierzymy, że możemy go przezwyciężyć. Po drugie otoczenie zobaczy, że się nie boimy, i jest duża szansa, że zmieni do nas podejście…