12 życiowych zasad. Antidotum na chaos

Jordan B. Peterson

Proponuję zacząć lekturę od tytułowych 12 zasad, rozpisanych w punktach na wewnętrznych stronach okładek. Niektóre mogą wydawać się oczywiste i mało oryginalne (3. Przyjaźnij się z ludźmi, którzy życzą ci jak najlepiej, 4. Nie porównuj się z tym, kim są inni dzisiaj, ale z tym, kim ty byłeś wczoraj), a inne znowu trochę drugorzędne, mało ważne, jak choćby 1. Pilnuj sylwetki. Plecy proste. Ramiona wyciągnięte czy 12. Pogłaszcz kota napotkanego na ulicy. Wierzę jednak, że każdy znajdzie choć jedną myśl, którą uzna za odkrywczą. Dla mnie wartością okazało się trafne ujęcie w słowa tego, nad czym ostatnio pracowałem – do tego stopnia, że od razu stało się moim mottem. Chodziło o 2. Traktuj siebie tak, jak traktujesz osoby, na których ci zależy. To było zdecydowanie hasło dla mnie. Od dłuższego czasu dążyłem do tego, aby traktować siebie jako przynajmniej tak ważnego jak inni, i to doprecyzowanie mówiące o osobach, na których mi zależy, wydało mi się „trafiające w punkt”.
Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie już rozdział 1. Pilnuj sylwetki. Plecy proste. Ramiona wyciągnięte. Coś, co zapowiadało się nieciekawie, okazało się bardzo interesujące. Poza tym dzięki intrygującym analogiom do życia krewetek (sic!) ta część książki bardzo dobrze tłumaczy, dlaczego tak ważne jest dbanie o to, jak jesteśmy postrzegani przez innych i samych siebie.
Peterson dokładnie i naukowo objaśnia, jak działa na człowieka i jego otoczenie „pozytywna”, „wygrywająca” postawa, ale też sytuacja odwrotna. Duże wrażenie zrobił na mnie fragment o trwałych zmianach w mózgu. U krewetek po dramatycznym przeżyciu, które wymaga wytworzenia nowych odruchów, musi się on odbudować od nowa. U ludzi po poważnych przejściach wygląda to podobnie. Zbudowanie życia na nowo zabiera dużo czasu i nie powinno być powodem frustracji i złości na siebie, że nie potrafimy nagle zacząć żyć inaczej. Ten przykład może pomóc pogodzić się z faktem, że na niektóre rzeczy po prostu potrzebujemy więcej czasu (m.in. na „odbudowanie” mózgu 😉).
W mojej opinii, w przypadku ludzi bardzo ważna jest nie tylko postawa ciała, ale też to, jak i co mówią. Oprócz samej treści wypowiedzi, na postrzeganie nas przez otoczenie wpływa ton naszego głosu. Zaobserwowałem, że gdy chodzę wyprostowany, uśmiecham się, pewnie spoglądam i mówię – ludzie są dużo bardziej pozytywnie do mnie nastawieni. Co prawda w korporacyjnym środowisku czy wśród nieprzychylnych sąsiadów zbyt pewną siebie postawą można osiągnąć odwrotny skutek – i prowokować jednostki, które potrzebują udowadniać sobie i innym, że są lepsze. Ważne więc jest, aby rozsądnie okazywać swoją pewność siebie w nowym środowisku, w granicach, w których możemy ją obronić. Grając silnego na nieprzychylnym albo nieznanym terytorium, warto uważnie obserwować, czy sprawy nie zaszły za daleko (i ktoś obiektywnie znacznie silniejszy zapragnie zweryfikować pozycję walką 😉). Niemniej zawsze warto zaczynać od pozytywnego nastawienia.
To tylko krótkie streszczenie kilku wybranych wątków z rozdziału dotyczącego pierwszej zasady – a kolejne są jeszcze ciekawsze! Dlatego gorąco polecam zapoznać się z całością.
Nie wszystko jednak i nie od razu mi się spodobało. Książka ta jest reklamowana jako zbiór praktycznych reguł postępowania, które pomogą nadać sens życiu, wynikających z doświadczeń zawodowych i życiowych wielkiego myśliciela i profesora psychologii. Przeplatają się one z uniwersalnymi mądrościami, zaczerpniętymi m.in. z mitologii. Mnie osobiście takie recenzje, czy rekomendacje wydawcy z okładki, raczej zniechęciły do lektury. Niezbyt zachęcił mnie również napuszony i nudny wstęp, w którym jeden ze współpracowników Petersona, opisuje przeprowadzone przez niego gruntowne badania i praktykę. Sformułowane przez psychologa fundamentalne zasady, zdaniem autora wstępu, mogą zająć miejsce chrześcijańskiego dekalogu – jako uniwersalne i ateistyczne ramy dla nowoczesnego społeczeństwa, które potrzebuje drogowskazów.
Może trochę przesadzam, ale tak to odebrałem. Nawet nie oburzało mnie ukazywanie niespójności niektórych idei religii – ten sam wątek z zafascynowaniem śledziłem u Harariego. Jednak czułem opór, aby uznać jakiegoś Petersona za swój autorytet. Może trochę się bałem, że pod jego wpływem znajdę luki w swoich zasadach i będę musiał je modyfikować? Na szczęście nie było tak źle.
Sądzę, że po tę pozycję mogą śmiało sięgnąć zarówno ateiści opierający się na nauce, jak i agnostycy, osoby kierujące się zasadami nowoczesnej miłości bliźniego, które chcą pozostać w wierze katolickiej, jak też wyznawcy innych religii. Peterson dużo miejsca poświęca bowiem znalezieniu rzeczywiście wspólnych idei, godząc niejako współczesną myśl psychologiczną z tradycją chrześcijańską, a przy tym czerpiąc sporo z religii wschodu. I chyba każdy znajdzie u niego coś dla siebie.
Wstęp zaś sugeruję pominąć (…albo zostawić go sobie na koniec) 😉.