Zapytałem przyjaciela, co sądzi o moich ostatnich artykułach. Zareagował wzburzeniem: „Piszesz o tym, że menedżer musi inspirować ludzi swoją wizją, być charyzmatycznym liderem… A co ma zrobić ktoś, kto takiej charyzmy po prostu nie ma, nie urodził się z nią?! To nie jest coś, co można wyćwiczyć. To się ma albo nie ma!”. Dodam, że autorem tych słów był wieloletni i odnoszący sukcesy menedżer, stojący na czele kilkuosobowego działu IT w firmie, która zajmuje się m.in. sprzedażą przez Internet.

Pierwszą moją refleksją było: czy rzeczywiście nie da się wyćwiczyć charyzmy? Potem zacząłem rozważać, czy faktycznie zawsze jest ona niezbędna i nierozłącznie związana z tworzeniem wizji. Bo niby jaką porywającą wizję i cel może stworzyć szef działu IT, obsługi klienta, finansów? Być może pewnym rozwiązaniem byłoby zbudowanie jej tak, by uwzględniała wkład zespołu w realizację misji i wizji całej firmy. Coś jak opowiadanie o stawianiu katedry zamiast o ociosywaniu kamieni…

Można by też ją trochę bardziej dopasować do zadań naszego działu. Na przykład zastanowić się, komu jego praca pomaga, następnie wybrać 2–3 grupy osób, które rzeczywiście tej pomocy potrzebują, i opisać wkład tegoż działu. „Pilnujemy, aby zarząd był dobrze poinformowany, ile ma pieniędzy na inwestycje”, „Dbamy o to, aby nasze narzędzia i łącza z dostawcami działały niezawodnie” itp. Już w samym określaniu wizji i misji można wskazać obszary, gdzie zespół dokłada swoją cegiełkę, i docenić to – a konkretnie ludzi, jednostki.

W każdym przypadku jest bardzo istotne, aby wizja i misja były szczere. Tworzący ją ludzie powinni szczerze w nią wierzyć, a menedżer prezentujący ją zespołowi – być przekonany o jej prawdziwości i użyteczności. Jeżeli coś brzmi sztucznie, lepiej tego nie mówić. Lepiej, aby misja i wizja były proste, ale rzeczywiste, niż wymyślne i fikcyjne.

Jeśli zaś chodzi o charyzmę – wiele osób jest przekonanych, że nie sposób jej wypracować, z tym człowiek musi się urodzić. Ja jednak jestem innego zdania. Śledząc życiorysy ludzi takich jak Jobs czy Gandhi, mam wrażenie, że liczy się głębokie przekonanie (wiara?) w słuszność wyznawanych poglądów, odważne ich głoszenie, a także spójność tego, co się mówi i robi. I choć zapewne jedni mają ku temu lepsze predyspozycje, a innym przychodzi to trudniej, wierzę, że ugruntowanie swojej pewności siebie, integralności i odwagi jest możliwe pod warunkiem, że jasno określimy sobie taki cel i starczy nam determinacji.

Wiedząc to wszystko, możemy poćwiczyć. Dobrym materiałem do tego są występy Jobsa z początków jego kariery. Oglądając je, można zaobserwować, jak zmieniał się z każdym sukcesem. W tym procesie ważne są wsparcie i wytrwałość – siła do podejmowania na nowo pracy nad sobą, gdy coś nam się nie udało. To bywa trudne i na pewno łatwiej jest zrzucić winę na bagaż cech odziedziczonych czy ukształtowanych w dzieciństwie, niż przyznać się do słabości i ponownie ruszyć do przodu. Ale przykłady Jobsa czy innych postaci, które zmieniły świat, pokazują, że wiara i wytrwałość budują lidera.

Jeżeli więc sądzimy, że nie mamy charyzmy, pocieszmy się tym, że Jobs na początku swojej drogi też jej nie miał. Zacznijmy nad nią pracować, jeżeli wierzymy w naszą misję i wizję. Jeśli ich też jeszcze nie mamy, skupmy się na stworzeniu tych fundamentów… W międzyczasie zaś warto dbać o to, by zawsze być szczerym wobec zespołu, robić to, co się deklaruje, i doceniać wkład ludzi w najszerszej możliwie perspektywie – i tu wracamy do budowania katedr 😉

Tekst ten ten nawiązuje do artykułów A leader is a dealer in hope oraz O miłości i… przywództwie.