Pewna młoda osoba, z którą pracowałem, z zapałem opowiadała, ile szczęścia dają jej ciekawe i piękne przeżycia. Stworzyła całą listę rzeczy, których pragnęła doświadczyć przed trzydziestką, i czuła się szczęśliwa, gdy mogła „odhaczyć” kolejne punkty. Niektóre cele były rzeczywiście ambitne, ale realizowała je konsekwentnie. Pewnym wyzwaniem okazało się może jedynie znalezienie wystarczającego wsparcia wśród bliskich osób.
Ta historia wywołała u mnie skojarzenie z „Bohaterem o tysiącu twarzy” Josepha Campbella i zainspirowaną nim animacją. To opowieść o tym, że aby osiągnąć szczęście w życiu, trzeba podjąć wyzwanie, przezwyciężyć własny strach i (często z pomocą przyjaciół) pokonać przeciwności.
Temat przełamywania własnych barier i ograniczeń jest mi bardzo bliski i często stanowi przedmiot pracy coachingowej. Takie doświadczenia bardzo nas rozwijają, zaś wsparcie ze strony sprzyjających ludzi daje nam „supermoce”. Może go udzielić doświadczona osoba, będąca dla nas wzorem, przewodnikiem duchowym, ale także po prostu przyjaciel, który pozwoli zyskać inny punkt widzenia. Zanim jednak poprosimy go o radę, zwróćmy uwagę, czy faktycznie jest przyjacielem (więcej o tym tutaj) i jak radzi sobie w życiu. Może nam w tym pomóc również coach lub mentor, jeżeli zdecydujemy się mu zaufać.
Polecam każdemu obejrzeć ten krótki film i zastanowić się, po jakie skarby chciałby sięgnąć i gdzie może szukać wsparcia. U mnie wzbudził on jeszcze jedną ważną refleksję – na koniec każdy z bohaterów znalazł szczęście w świecie, z którego wyruszył. Często był on „uwolniony” od zła, lepszy, ale wciąż był to ten sam świat. Dla mnie jest to metaforą swojego wnętrza. Wracanie w rodzinne strony widzę jako znajdowanie szczęścia w sobie.
Czego trzeba, aby to szczęście w rodzinnych stronach, czyli w sobie, odnaleźć? Aby tak się stało, często potrzebujemy „kopniaka” od życia. Ktoś, kogo życie traktuje łagodnie, nie jest wystarczająco zmotywowany do szukania szczęścia, bo wydaje mu się, że je ma. Dla niektórych takim bodźcem jest stan zagrożenia, ale też mniej dramatyczne okoliczności – wyjazd gdzieś daleko, wielka zmiana. Czasem jest to po prostu upływ czasu i przychodząca niekiedy refleksja, że szukaliśmy daleko czegoś, co było blisko.
W biografiach osób, które mnie inspirowały, regularnie pojawia się pojęcie celu, który nie jest jednorazowym osiągnięciem, ale ciągłą misją, realizowaną poprzez przesuwanie granic coraz dalej. W tym właśnie procesie, wspinaniu się na kolejne stopnie i dążeniu do wyższego celu można upatrywać źródło ich szczęścia. Dla wielu osób sprecyzowanie tak pojmowanego celu i drogi do niego nie jest sprawą łatwą, może wymagać miesięcy czy nawet lat pracy, ale zapewne warto ten wysiłek podjąć.
Z drugiej strony – czasami, aby poczuć się szczęśliwym, trzeba uwolnić się od przesadnych oczekiwań wobec siebie czy świata. Możemy bowiem w kółko jak chomik w kołowrotku wyruszać w kolejne podróże bohatera i zdobywać kolejne szczyty czy nagrody, ale im bardziej pożądamy i szukamy skarbów gdzieś daleko, tym większe ryzyko, że życie nam minie na tej pogoni. Być może wskazane byłoby trochę zwolnić i cieszyć już teraz tym, co nas spotyka. Istnieje też trzecia ścieżka – dla tych, którzy nie chcą czekać z założonymi rękami, aż szczęście do nich zapuka, ani też zatracić się w jego poszukiwaniu. Dobrze jest po prostu wyznaczyć sobie jakiś wyższy cel w życiu i gdy pojawiają się kolejne wyzwania – podejmować te, które przybliżą nas do niego, a inne po prostu omijać.